Choć Rynek Kleparski nie jest miejscem ukrytym, to wyobrażam sobie, że ktoś, przypuśćmy wybierając się tam po raz pierwszy, mógłby mieć drobne problemy z jego znalezieniem.
Zarówno ruch turystyczny, którego tokiem porusza się gros pieszych w centrum Krakowa, jak i wszelkiej maści ruch kołowy, kreślą bowiem swoje trajektorie wokół Rynku Kleparskiego, oddzielone od niego segmentem wysokich kamienic. Liczne pożary i przebudowy Kleparza na przestrzeni ośmiu bez mała stuleci jego istnienia, nie zostawiły tutaj zbyt wielu atrakcji dla zwiedzających – przynajmniej nie takich, które stanowiłyby konkurencję dla ścisłych okolic Rynku Głównego. Większość kierowców natomiast stara się jak ognia unikać labiryntu wąskich, jednokierunkowych ulic Starego Miasta. Tramwaje i autobusy zaś, kursują tu głównie wzdłuż pętli Plant, a cały Kleparz objeżdżają jedynie, poruszając się pobliskimi ulicami Długą i Pawią, a dalej, od północy – Alejami. Przyczyny tego stanu rzeczy wyraźnie się zmieniają, jednak Rynek Kleparski, jak i cały kwartał Kleparza, pozostaje przestrzenią odwiecznie doklejoną jak gdyby do „reszty” Starego Miasta, a dawniej – całego Krakowa, odgrodzonego wówczas pierścieniem murów miejskich. Takiemu hipotetycznemu spacerowiczowi, idącemu – a jakże – od strony Plant, jedynie zagęszczenie seniorek i seniorów z wózkami na zakupy zdradzać może wyjątkowość przystanku i przyległego doń kiosku. Jeśli wejść za nie, trafia się na palimpsestową przybudówkę (fenomen ucieleśniający – jak chce, za Rochem Sulimą, Tadeusz Chrzanowski – „specyficznie polską rozłożystość, która nigdy nie pięła się nadmiernie w górę, za to bez skrupułów rozszerzała") do przybudówki, jaką w istocie wydaje się Kleparz, to znaczy na rządek małych stoisk z kwiatami, grzybami, jagodami i skarpetami. Podążając szlakiem tej drobnicy, nie sposób nie dostrzec, że robi się coraz tłoczniej, wprost proporcjonalnie do czego gęstnieją odgłosy rozmów, nagabywania sprzedawców, szelest foliowych siatek i podzwanianie bilonu, stopniowo zagłuszając szum ruchu ulicznego za plecami oszołomionego być może lekko poszukiwacza atrakcji albo też kogoś, kto nie zwróci na to wszystko szczególnej uwagi, załatwiając cotygodniowe sprawunki – jak ja, gdybym akurat nie wziął z sobą na zakupy rekordera, którym zarejestrowałem ten spacer z rogu Basztowej i Garbarskiej. Kawałek dalej widać (i mam nadzieję, że słychać) stąd Stary Kleparz: na razie narożnik ogrodzenia i „lewe” wejście na plac.
Michał Marzec